Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porwałem się z kufra, w którym układałem jej suknie i krzyknąłem: Czy ty nie widzisz, że nie może być tak dłużej?! Czy ty nie widzisz, że ja nie chcę być już z tobą razem, że tak jak ty mnie przestałaś kochać, tak i ja ciebie przestałem?! Czy ty nie możesz pojąć, nie możesz sobie wyobrazić, że ja ciebie mogę przestać kochać? Czy ty myślisz, że ja ciebie muszę kochać?! Że już nie może być inaczej?!
W tej chwili anim ją kochał, anim jej nienawidził, w tej chwili ściskało mi gardło oburzenie na potworną zarozumiałość tej kobiety i poczucie, czego to ja nie mogę zrobić?! Długo mówiłem. Powiedziałem jej, że uczucie może być tylko wzajemne, że moja miłość dla niej, jakkolwiek była wielką, od pierwszego momentu katastrofy (tak się wyraziłem) poczęła, musiała maleć. Kładłem nacisk na to słowo: musiała, podkreślałem je, wbijałem jej w mózg. To rozumiałem, że jeżeli mam zwyciężyć w mojem postanowieniu, to muszę zwyciężyć do gruntu, że tu niema połowicznych zwycięztw. Wszystko być musiało, wszystko nie mogło być inaczej. Ona musiała uwierzyć, że jej nie kochałem — inaczej po