Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grodę, gdyż jest niezrozumiałą i potrzebuje komentarzy. Dlaczego nie idzie dalej, tak jak dawniej, w kierunku klasycznym, skoro już dwie nagrody swoją „Dyaną“ i „Psychą“ zdobył?
Zupełnie tak, jakby natchnienie szło w jakimś kierunku, jak żeby on wiedział, zkąd mu się ta wizya wzięła i dlaczego właśnie taka a nie inna...
Nad drzwiami wisiały ogromne kartony, na których Merten utrwalał swoje pomysły, nie mając za co kupić sobie odpowiedniej ilości gipsu; kryły to wszystko kolosalne rysunki, grupy figur nadnaturalnej wielkości, nie rysowane, ale rzeźbione poprostu węglem i kredką na papierze, z szalonym rozmachem. Człowiek, który tak rysował, musiał w myśli kuć dłutem w marmurze: linie były grube, cieniów mało, kontury za to obwiedzione mistrzowską ręką, plastyczne niesłychanie, przepyszne w odczuciu i odtworzeniu.
Jeden z kartonów przedstawiał grupę nimf i faunów, spłoszonych podczas uścisków miłosnych przez wodnego potwora, grupę tak kolosalną, tak potężną fantazyą i tak zmysłowo odczutą, że odurzała wprost, wywoływała jakiś zawrót głowy. Wyrzeźbione — byłoby to dzieło olbrzymie i nadzwyczajne.
Któryś z członków komitetu wystawowego,