Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MARYA (coraz bardziej gorączkowo).

Dlaczegóż dusza Gerarda tu szła, a Karola została tam, u zrębu lodów? Bo Gerard przebaczył mi, a Karol nie... Gerard szedł tu pożegnać nas, zobaczyć po raz ostatni, tam, z oceanu... Ale Karol... Wuju, wuju Anzelmie, ja się boję...

KSIĄDZ.

Ależ dziecko... I brat twój i Karol mogą żyć jeszcze, najpewniej żyją. Powrócą i Karol przebaczy ci i wszystko będzie dobrze. Ja go do przebaczenia nakłonię. Zobaczysz, że ci przebaczy. Nie lękaj się...

MARYA.

Ach!

KSIĄDZ.

Co to? Co się stało?

MARYA (wyciągając rękę ku oceanowi, jakby nieprzytomna).

Tam, widzicie?... (W dali ukazuje się wizya okrętu, o białych, śniegiem i lodem pokrytych masztach i żaglach, której ani ksiądz, ani Andrzej nie widzą). Okręt! Okręt! „Krzyż południowy“!...

ANDRZEJ (przerażony).

Maryo!