Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doumarci lezom, drudzy po nim hodzom, na rencak i na nogach pojeden... i na brzuhu wlece sie....
— Haj, haj haj! Takie jascury...
— A jęcy to, wzdyho...
— Niedoj ze Panie Boze za długo zyć!
— Strasno pomyśleć — mówiła Leśna. — Taki głuhy las, sełbyś po nim, a tu ci cosi kajsi pod krzakem westhnie...
— Abo zjojcy...
— O raty! Joby zamglała...
— Abo kieby ci sie taki na racku z cienia wywlók — pod nogi...
— Ocy do tobie wystawiéł...
— Ze zębisków, jak ta jesce mo pojeden, ozór wywaliéł...
— I zastompił ci — — ze ziemie patrzęcy —.
— Joby zamglała — rzekła Leśna.
— Joby uciekła — rzekła Żelazna.
— Joby kopła, nieg sie dzieje, co fce — rzekła Od Muru.
— Strasno pomyśleć, taki las...
— Strasno...
Powróciły do Sobka; trzej Toporowie siedzieli przed domem na ziemi.
— Kaz Sobek? — spytała Żelazna.
— W nuku[1] — odpowiedział jej mąż.

— Podźmyz ku niemu.

  1. wewnątrz.