Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poszli z leśniczym. Cały dzień do wieczora polowali, z obławą się zeszedłszy. Padło dziewięć dzików, trzy wilki, ryś, cztery jelenie i tur, nie licząc sarn, lisów i zajęcy; dwa niedźwiedzie postrzelane poszły. Jednego strzelca Niemca spruł na śmierć odyniec; dwóch ludzi z gońców poszarpał niedźwiedź, z tych jeden zaraz zmarł.
Wrócili wieczorem do leśniczówki, aby przenocować i dalej się nazajutrz posunąć.
Sutą wieczerzę z pańskiego skarbu zastawiła leśniczowa. Było wino tokajskie i miód koszycki, placki z pszenicznej mąki i gulasz okraszony i paprykasz pieprzny; bogata ziemia węgierska, mlekiem i miodem płynąca, o której na skalnem, zimnem Podhalu śnił lud, jak o raju...
Wypogodził się ku wieczorowi las; gwiazdy na wietku miesiąca niebo czarne zasłały. Las się niemi zarosił, jakby kwitł. Tysiące gwiazd na wierchowcach i konarach świeciło.
Po wieczerzy Sablik jął grać na gęślikach, a stryk Wawrzek i Jarząbek grzali nogi, stanąwszy naprzeciw siebie i cyfrując po góralsku dostojnie i pięknie, jak na tak sławnych i wielkich myśliwych przystało; potem Andryś grał czardasza na harmonii, a tańczył go stary Sablik z leśniczową, ku podziwowi obecnych, tem większemu, że był Polak i w kyrpcach, nie w butach. Gdy skończył, zabrzęczał Jarząbek do Jaśka, jak na drumli: