Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towanych chłopów i »zdawała się odchodzić od siebie ze zemsty i oburzenia.« Śledztwa i sądy, zwłaszcza we województwie krakowskiem, wszczęto tak srogie, iż całe wsie uciekły w góry na życie zbójectwem, lub przedzierały się i poddawały pod opiekę Węgrom. Ścinano, palono, wieszano, zabijano pałkami i puszczano z dymem domostwa. Z drugiej strony zapłonął gniew Toporów z Hrubego.
Już stary Mikołaj Topór od Muru, stryjeczny brat zabitego Topora Jasicy, i stary Wojciech Topór Leśny z Hrubego i Stanisław Topór Żelazny z pod Wiérchu schodzili się na narady, a wszyscy dookoła, Ustupcy z Ustupu, Murzańscy z Muru i Murzasihla, Łojasy z Pardółówki, Bulcyki z Poronina, Bachledy od Bachledów, Zalińscy z Furmanowej, Chowańce z Cichego, i dalsi, potężni, w przyjacielstwie pozostający Nowobilscy z Białki, Pary z Bukowiny, Jarząbki z pod Kopy, pomiędzy których wieść się o napadzie pańskich kozaków, mordzie i rabunku, rozeszła, dzielili oburzenie.
Wszyscy patrzeli na Sobka Topora, najbliższego, co się pomścić miał, a Sobek, owce z hali zegnawszy, siedział w chałupie i milczał.

— Sobek hłop! O niego sie niéma co obować![1] Cosi namyśluje! — gwarzyli między sobą gazdowie, gotowi pomóc krewniakowi i towarzyszowi.

  1. obawiać.