Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mioł!..
Rzuciła wzrokiem wzgardliwym na starego Topora.
— Mioł!
Zaczęła szukać, szperać, biegać, jak łasica, po domu. Znać było, że szukano przed nią, ale śladów pieniędzy Toporowych nie znalazła.
Były one schowane dobrze, pod jaworem za izbami, w ziemi.
Czego kozacy nie ukradli, to szukając pokrajali, posiekli, poszarpali. Mało co pozostało w dobrym stanie.
Jewka odrazu postanowiła iść w służbę ka inendéj.[1]
Toporowie, Sobek i Maryna, nie byli jeszcze wprawdzie bynajmniej »dziady« mimo rabunku, ale ją nie radzi widzieli — młode pępki, łandygi!
Postanowiła też wynieść się z Hrubego w dalszą okolicę, zabierając, co się da. Rozłożyła wielką chustę na pośród izby i ładowała w nią graty mrucząc: dobre — nie dobre...
Ale oprócz przyodziewy, co zostało z niej, jedyną niemal rzeczą niezniszczoną, a zabrać się dającą na plecy, była poduszka, na której leżała Toporowa.

Ze skołczałym językiem i skościałemi członkami, straszliwym wzrokiem za kradnącą i plą-

  1. gdzie indziej.