Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do rąk, do nóg, cisnęli się hetmanowi zbójeckiemu ludzie, że się ognać nie mógł; całowali go po twarzy, po ramionach, głaskali po włosach.
— Do domu! Do domu! Pośpieszcie się — rozpędzał ludzi stary Nędza.
Błogosławiąc, we łzach jeszcze i już w radości odchodzili.
Pozostał tylko stary Sablik i Krzyś.
Wtem Janosik włożył dwa palce w usta i gwizdnął przeraźliwie, aż powietrze zadrgało.
— Je kiz to sto djabłów!? — zawołał przerażony Krzyś.
— He, he, he, — zaśmiał się stary Sablik i oparłszy gęśle o żebro, zgrzypnął po nich krótkim, kabłękowatym smykiem.
Krzysiowi w uszach dzwoniło, że ani nie słyszał Sablikowego grania. A myślał: co to będzie? na co to takie gwiźnięcie, że od niego, aż w pępku zadrga? Niedługo z lasu, skąd dym snać nad chałupą widać było, wynurzył się wysoki chłop i zbliżać ku Nędzowemu domostwu począł.
— Już idzie jeden — rzekł Sablik.
— Ę! — rzekł Krzyś, który już wiedział.
Przyszedł potem drugi towarzysz Janosikowy i trzeci. Snać od domowej roboty szli; na jednego odzieniu trzaski pouczepiane były.
— Nie daleko mieszkają — objaśnił Sablik Krzysia.
— Je dy ten i djabła w piekle obudzi, kiedy gwizdnie! — rzekł Krzyś z zachwytem i począł podziwiać Janosikowych towarzyszy, pięknych, wysokich i potężnych, co gdy „stanem do prostej leniji, to jaze pachło!“ Jak buki na wiosnę.
— He, ci narobią mątu — szepnął do Sablika.
Sablik zaś pokiwał głową i zgrzypiał dalej na gęślach.
— Hej, krzesny ojcze — ozwał się Janosik Nędza —