Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tego nietrza, jak pan dobrowolnie pójdzie — odpowiedział Maciek Nowobilski, nie patrząc Kostce w oczy.
— Dobrowolnie pójdę — dobrowolnie narażałem się na śmierć dla was, to i dobrowolnie pójdę na śmierć przez was. Idźmy. — I Kostka postąpił przed siebie.
— Gdzie marszałek Łętowski? — zapytał.
— W piwnicy jest — zaparty. Zaraz go wywiedziemy.
Otwarli Nowobilscy drzwi od piwnicy i wyszedł z niej Łętowski.
Z lękiem spojrzał nań Kostka, ale chłop był spokojny. Nie rzucił mu ani jednego spojrzenia wyrzutu, czy żalu.
Przystąpił do Kostki i wyciągnąwszy ku niemu twardą, zmarszczoną od pracy, rękę, rzekł bez wzruszenia:
— No to już my tam!
Wszyscy zdrowi i lżej ranni chłopi otoczyli Kostkę i Łętowskiego.
Maryna szła ztyłu, jak nieprzytomna.
Okropności, które słyszała była o kochanku swoim, Sieniawskim, a które jej z myśli nie ustępowały, szturm do zamku, w którym walczyła, lejąc na żołnierzy, smołę, gruz strącając i widłami wdzierających się po drabinach prąc na dół, godzina, przepędzona z Kostką w komnacie Platemberga, nieprzyjście brata, zdanie zamku i wydawanie Kostki na śmierć i spokój jego, podobny do spokoju drzewa na walącym się urwisku w czas ciszy: wszystko to oszołomiło ją, jakby zamroziło krew.
I chłopi milczeli. Nawet zuchwały i zawzięty Kuros odwrócił głowę wbok i oczy przed siebie w ziem puścił.
Stali tak — w chwili wydawania ludzi na śmierć.
W tej chwili przez otwartą bramę zamku wjeżdżał na siwym dzianecie pułkownik Jarocki, a obok na rosłym, złoto-gniadym tureckim bojowym bachmacie, w bok buławką pozłacaną wsparty, wojewodzic Hieronim Sieniawski. Za nimi dragoni. Wpadli też i chłopi czorsztyńscy i zaraz