Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej uciekały, przywabi ku sobie, pochwyci i tu je na obłoku przywiezie.
— E jakoż to? — zapytał chłopczyk co gęśle trzymał.
— Cicha jest, czerniata na gębie, a oczy ma wyłupione, jak u sowy i takie, jak mróz. Powietrze koło niej jak z grobu, zimne, wilgotne, zatęchnione. Białą ma szmatę na sobie, taki płaszcz opleśniony, a pręt czarny trzyma w ręce i ka na dziecko trafi, to go tym prętem tknie i dziecko mre.
— A te dzieci, co jej uciekną, to zaś ściga, piekielna bogieńka nieszczęścia, Kania. Ta się obróci każdemu dziecku w jego matkę, kiedy się z niem zetknie i wabi go ku sobie. Dzieci lezą, jak głupie, to je potem na obłoki posadzi, siądnie ku nim i leci.
— Dokąd? — zapytał chłopczyk.
— A któż wie? Cicha służy u Marzanny, Kania zaś Cichej dopomaga.
— No, aleście tu do mnie z czemś przyszli? — zapytał Nędza.
— Maciuś, powiedz matce, że są goście. Coby mleka przyniosła i oscypka i spyrki i placka.
Wyniosła zatem gaździna poczęstunek: popod jaworami legli, jedząc i pijąc. A chłopczątko przygrywało im na gęślikach, raz po raz przerażonemi oczyma ku biało-różowym mgłom pod krzesanicami Czerwonych Wierchów poglądając.
A gdy się najedli i napili i Marduła z Krzysiem, po co ich Sobek Topór posłał, opowiedzieli, wstał wtedy Janosik, do chałupy poszedł i wkrótce stamtąd do czekających z darami powrócił. Rozdał je przybyłym chłopom i przybocznym swoim ludziom.