Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Strasznem wydało się Kostce milczenie oblężniczych armat.
— Jak śmierć — rzekł jakby do siebie.
Nagle porwał go gniew, wściekłość, tupnął nogą, cisnął przez zęby przekleństwo, porwał się biec... bronić się jeszcze godzinę, jeszcze dwie... pomoc nadejdzie!
Skoczył w drzwi, chciał wypaść na podwórzec zamkowy — ciężkie drzwi dębowe, na schody wiodące, znalazł zamknięte od zewnątrz. Snać czemś zaparte. Skręcił ku oknu, ale z okien apartamentu Platemberga nie było widać podwórca, tylko wdali Tatry, a przed niemi okolicę podgórza. U dołu był wysoki stok skały zamkowej. Niepodobna się było wydostać.
— Zamknęły mnie psiewiary! — krzyknął stojąc bezradnie.
W mgnieniu oka, jak tonącemu przesunęło mu się przed myślą wszystko, sfałszowane listy królewskie, werbunek i buntowanie chłopów, uniwersał przed dwoma dniami wydany, zajęcie zamku — jawna zdrada i rewolucja... czekać go mogła tylko śmierć...
Siadł na łóżku i głowę na rękach na stole wsparł.
Nagle coś zahuczało.
— Strzelili! — krzyknął radośnie, dźwigając głowę.
— Nie to mur gdzieś kulami zdziurawiony gruchnął — rzekła Maryna.
Kostka naprężył uwagę, podniósł oczy i począł mówić powoli:
— Słońce się nade mną wzniosło, jak nad młodym dębem, królem drzew, i koronę mi uzłociło... zacóż tak rychło, tak zaraz chmury miały wzejść, piorun się nade mną miał zakołysać?... Wywyższon chciałem być — ale nie jeno własnej chwały — ludzkiegom szczęścia pragnął...
Wieki miną nim się pełnić pocznie, co się za moją sprawą, co się przeze mnie pełnić miało... Królem chłopów,