Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I rzucił się na łoże Platemberga.
Tymczasem działa biskupie i starosty lubowelskiego grzmiały bez przerwy i mury zamku kruszyły. Gorączkowo dobywał Czorsztyna pułkownik Jarocki, bo się nadciągnięcia chłopskiej odsieczy bał. W piwnicy zebrali się oblężeni chłopi i zaczęli medytować nad losem swoim i pozostałych rodzin swoich w domu. Nastało milczenie. Wtem zagrzmiało i z muru za plecami Łętowskiego gruz się od uderzenia kuli działowej posypał. Porwał się Szczepan Kuros z bliskiego stołka.
— Co tu długo medytować!? — krzyknął. — Zamek trza oddać i basta! Na to chłopi czekali.
— Zamek trza oddać! Słusznie gada! — zawołali, zrywając się z miejsc.
— Chłopi! Bójcie się Boga! — krzyknął Łętowski. — I zamek oddać i pod nóż iść! To lepiej zginąć w murach!
— Ja już wiem, jako zrobić — zawołał Maciek Nowobilski. — Mnie nie trza uczyć. Ja przy wojsku bywał.
I porwał się biec.
— Gdzie lecisz? — zatrzymał go Łętowski we drzwiach.
— Na mur! Zamek dać!
— Bez pana pułkownika nie wolno!
— Pytaj się go sam.
— Nie pójdziesz!
— Pójdę!
— Marszałku, puście nas! — krzyknęli chłopi, którym Łętowski drogę z piwnicy we drzwiach zagradzał.
— Bez pana pułkownika nic!
— Bajto! — wrzasnął zuchwale Kuros i starca wpół uchwycił, by na bok szarpnąć.
Gdy się ten ośmielił, ośmielili się i inni. Ubezwładnili Łętowskiego, a Józek Nowobilski rzekł:
— Zamkniemy was tu, w piwnicy, do czasu.