Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myśli w niej wirem latały, jak woda w stawie wiruje, kiedy w nią wiatr halny uderzy.

*

We mgle, poniżej, wpoprzek uboczy, nad przepaściami, trzymając wzajem zarzucone ręce na swoje karki, szli, snać przynapici, stary Sablik i Janosik Nędza Litmanowski, z rusznicami na plecach. Snać skądś z Cichej, albo z Ciemnosmreczyńskiej Doliny czy z polowania, czy z jakiejś może dalszej wędrówki z Węgier przybywali.
Zataczali się obaj ze Sablikiem, ale dzierżyli się na nogach mocno.
Nędza Litmanowski, właściciela wielu polan pod Hrubym Reglem, wielu gruntów i licznego stada, syn, zbójnik nad zbójniki i hetman zbójecki, bogato chowany, tak, że nigdy nic twardo nie robił i białemi rękami jaśniał, skąd pieśń o jego białych „rucach“ powstała, rabuś tak butny, że ze swemi towarzyszami: Tomkiem Gadeją, Stopką od Cajki, Wojtkiem Stopką Mateją i Wojtkiem Stopką Mocarnym bodaś co nie kradł, ale na kupieckie „truchlice“ (skrzynie) po miastach i królewskie prawdziwe składy się porywał.
A chodził Nędza Janosik Litmanowski w czapce twardej, wysokiej, czerwonej ze złotemi lampasami, z kutasem ze sznurków złotych po prawej stronie, w koszuli czerwonym jedwabiem haftowanej, ze złotą spiną z łańcuszkami pod szyją, złote klamry do pasa dał zrobić, było ich pięć, i portki zawsze białe i nowe, czerwoną i szafirową nicią grubo w kółka i piękne desenie koło szafirowej zascepki w pięcioro wykwintnie złożonej cyfrować sobie po boku kazał, a od parzenic aż w oczy biło. Mnóstwo na nim łańcuszków, blach i guzików dygotało, że gdy szedł, jako dzwon dźwięczał.
— Kie tego djabli bedom brali — mawiał stary Krzyś