Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od rynsztunku, blach, klamer błyszczący, a chłopi i baby, co go pierwszy raz widzieli, szeptali:
— Widzisz, taki je ten, hetman zbójecki, złotem malowany...
Koło Janosika zaś stał sztab: Mateja, Gadeja i Mocarny Stopkowie i Sablik stary z gęślami w rękawie, a nieopodal, tuż przy nich, ustawili się mały Krzyś ze skrzypcami pod pachą, wystrojony i uzbrojony, Marduła i potwornej wielkości, Gałajda, któremu najwyższe chłopy po ramiona były.
Dalej, przed drzwiami domostwa stanęli Janosikowi rodzice, ojciec i matka, starzy, poważni i dostojni, majątkiem i dobytkiem nad klęski i biedy wszystkim groźne wyżsi; Maciuś celadnicek i dwie siostry, stryjeczne Janosika, urodziwe Nędzówny, Jadwiga z Krystką Zubkosowe i brat ich Wojtuś.
Gdy się chłopi i baby grupowali, a gwar nie ustawał, nagle Janosik z za pasa dwóch pistoletów dobył, tęgo nabitych i w powietrze nad głowy huknął.
Uciszyło się, jakby makiem zasiał, on zaś na pniak skamienały, na którym drwa rąbywano, wstąpił, i powiódłszy dookoła oczyma, ozwał się głosem szerokim:
— Ludzie!
Biedy wam dokuczają, złe was gnębi, czysto-pięknie wyginąć chcecie. Głód, mór, powodzie, nieurodzaj, wszelkie nieszczęścia was trapią, co sie widzi, iże się z was tylko strzępki ostaną.
Mnie ta nic. Samemu. Ojcowizna i macierzyzna moja nie takie czasy przetrzyma, a ja sam chociaż moje złoto i srebro hudobnym ludziom ozdał, kiedy będę chciał, to go jeszcze tyle przyniesiemy, co go ten oto wielki Gałajda, choć on konia na grzbiet bierze, nie udźwignie.
Od Żelaznych Bram na Dunaju, przez Żelazne Wrota i Kamienistą Przełęcz w Tatrach, my czterej tu z Gadeją, z Mateją i Mocarnym Wojtkiem dukaty przynosili i jak