Znana była historia z niejakim Mierzejewskim, który zaprosił majora na wesele córki (wychodziła za kaprala Smółkę — funkcjonariusza z naszej komendy). Mierzejewski pędził bimber i pod wieczór, kiedy już wszyscy byli pijani, postawił na stołach samogon. Myślał, że Popielak nie zauważy, ale major poznał od razu. Mrugnął na Mierzejewskiego i pogroził palcem.
— I co? — mówili ludzie. — I nic. Swój chłop. Człowieka nie skrzywdził!
Major miał konika, o którym wszyscy wiedzieli: radiofonizację. To on wystarał się o nyskę z głośnikiem. I on wystąpił z projektem założenia na placach i ulicach megafonów, przeciwko czemu, z takim uporem, protestuje przewodniczący Turoń. Sprawa ostatnio stała się głośna.
Teraz, uśmiechnięty, podał staremu rękę. — Panie Janku, co się z panem dzieje? Kilka słów dla nas nie chce pan napisać?
Groszek wstał. Nogi mu lekko drżały w kolanach.
— Jestem niewinny, panie majorze — powiedział.
Popielak przysunął krzesło do małego stolika, usiadł wygodnie.
— Siadaj pan, panie Janku — mówił. — Może papierosika? — Wyciągnął paczkę z kieszeni.
Groszek odmówił. — Niepalący jestem.
Major uśmiechał się życzliwie. Włożył papierosa do ust, Gontarski podskoczył z zapaloną zapalniczką. Popielak zaciągnął się dymem.
— Jak tam rybki, panie Janie? — spytał.
Groszek myślał, że major żartuje. Odpowiedział niepewnie: — Rybki? Ano, pływają.
— I ja mam akwarium, a jakże. Na pięćdziesiąt litrów. Grzałkę niemiecką kupiłem przedwczoraj. Dwadzieścia pięć amperów. Trochę za słaba.
Stary ożywił się. — Niemiecką?
Rozmawiali kilka minut o rybkach. Popielak radził
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/94
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.