Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale chyba rzeczywiście nie miał, bo w pół roku później dostał krzyż. Jeździł do województwa odbierać. Podobno sam minister przyjechał. Wręczano odznaczenia najbardziej zasłużonym pracownikom resortu zdrowia z całego województwa.
Rano, w gabinecie Gniazdowskiego, odbyła się mała uroczystość.
— Część oficjalna — śmiał się doktor.
Przyszli sami mężczyźni. Pili koniak z pękatych kieliszków. To wtedy Miedza powiedział o Gniazdowskim: wypróbowany towarzysz!
Przemawiał krótko, bez kartki: — Zebraliśmy się tu, aby uczcić okoliczność zaszczytnego wyróżnienia naszego drogiego dyrektora Gniazdowskiego! — I zaraz potem powiedział: — To nasz wypróbowany towarzysz. Wielkie zasługi położył na odcinku służby zdrowia w powiecie!
Gniazdowski milczał trochę zażenowany. Przypiął do marynarki krzyż. Przyjmował gratulacje. Z Miedzą i Szafrankiem wycałowali się. Życzenia składali także Szeląg i architekt Targowski. Leluchowicz zrobił pamiątkowe zdjęcie.
Później, żegnając się, Miedza powiedział: — No co, Józek, masz te swoje dwadzieścia pięć procent!
Odznaczeni krzyżami otrzymywali dwudziestopięcioprocentowy dodatek do emerytury. Gniazdowski miał pięćdziesiąt osiem lat.
— Nie jestem młodym chłystkiem — powtarzał często.
Zadowolony, ścisnął sekretarza za łokieć. — Masz u mnie wódkę, Gieniu. — Zapraszał na przyjęcie wieczorem.
— Przyjdą najbliżsi przyjaciele męża — mówiła Krystyna do żony dentysty Lisowskiego. Spotkały się rano na targu — razem chodziły między stragana-