Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Raz zrobili w sklepiku Liebesfeindów rewizyę i znaleźli dużo paczek z etykietami i całą faskę wysuszonego liścia, niewiadomo, z jakiego pochodzącego krzewu. Źli ludzie obnieśli później, że Berek liście farbował cynobrem, zawijał w paczki i sprzedawał za herbatę.
Oj! te języki!
Czego zresztą ludzie nie gadali. Gadali, że od Berkowych cukierków dziecko Paluszyny zmarło, a to był zwyczajny „urok“; gadali, że w mące trafiały się bryłki gipsu, a olej zalatywał terpentyną i wiele jeszcze innych brzydkich rzeczy zawiść ludzka wymyśliła.
Ale co to Berkowi i Ryfce szkodzi. Odbyt jest, utargowanie jest. Uczciwej pracy zawsze szczęście sprzyja, a złe gadanie ludzkie nic nie zaszkodzi.
Dziś Berek i Rytka Liebesfeindowie mają już sklep we własnym domu, mają na pożyczkach u ludzi paręset rubli, a i żyją, jak Bóg przykazał, edukując dzieci. W sabat do rybki i łoksiny siada u Liebesfeindów dziesięć osób. Ich dwoje, siedmioro bachorków i belfer.
I to wszystko żyje z procentu od wkładowego kapitału 75 rubli!!