Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Choć jeszcze z paciorek! aż mi się ulży. Widzi mi się, że na prawym boku jeszcze nie zebrały.
— Dorzućcie 5 kopiejek.
— Kiej nie mam.
— No to dajcie kilka jajek. Nie bądźcie Wojtkowa skąpi. Pierwsze zdrowie jak pieniądze — wyrokuje Fajbuś i nie czekając odpowiedzi, wyjmuje z postawionego na tapczanie koszyka kilka sztuk kurzego owocu.
— Poleżcie sobie jeszcze chwilkę — mówi. — Ja tymczasem poradzę Jaśkowi.
I przy tych słowach zwraca się do świeżo przybyłego pacyenta.
— Co wam to, Janie? Czyście się, nie daj Boże! z kobietą przemówili, że wam tak gęba spuchła?
— Kaj tam! zębska bolą i tyla!
Fluks! Zaraz zobaczymy. Siadajcie.
Usadowiony na drewnianym zydlu chłop roztworzył szeroko gębę i czeka na wyrok eskulapa. Fajbusiowi nie pilno. Zajrzał raz, zajrzał drugi, obcążkami postukał w zęby, aż chłopu świeczki w oczach stanęły.
— Źle, mój Janie! takich zębów jak żyję nie widziałem! Zwyczajnym lewarkiem nie wyjmie...
— To cóż będzie? — pyta zastraszony pacyent.
— A czy ja wiem... Chybabym wziął prawdziwy angielski instrument — pociesza po namyśle doktór.