Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie góral przyjechał, a my rada w radę, postanowiliśmy pojechać do Kuźnic. Nie będę już szczegółowo opisywał awantury, jaką mieliśmy z góralem o zapłatę. Góralisko twierdził, że po nas umyślnie przyjeżdzał, a przecież nicpoń sam prosił, abyśmy tamtym zmokniętym szczurom, co wrócili z wycieczki, ustąpili pierwszeństwa, i słyszałem wyraźnie jak mu podwójną taksę obiecywali. — Przecież jest taksa! wołałem ze złością — a góralisko mówił, że go taksa nic nie obchodzi. Chciałem jechać po sprawiedliwość do »Klimatyki«, ale przekonano mnie, że się to psu na budę nie zda, gdyż »Klimatyka« jest dla ochrony górali przed gośćmi, a nie gości przed góralami. »Płać — woła — bratku! kiedyś tu przyjechał i siedź cicho«.
Przy sposobności opowiadano nam, jaką awanturę zrobił góral w dniu wczorajszym kilku gościom przybyłym furą z Jaszczurówki. Zamiast 1 guldena według taksy, dali mu reński czterdzieści centów, za co zaczął im wymyślać i grozić nawet obiciem. Napadnięci tak brutalnie, chcieli pójść do »Klimatyki«, ale ta była zamknięta, poszli więc do żandarmeryi. Obudzili śpiącego żandarma, ten jednak zawyrokował, że go takie bagatele nic nie obchodzą. Wyszukali gdzieś dru-