Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lasem. Ustaję co chwila, bo droga idzie pod górę. Drzewa w lesie takie jak nasze, grzyba »prawdziwego« ani ujrzysz — rosną tylko same fałszywe. Od czasu do czasu stoi w lesie willa, zamieszkała przez właścicieli, którzy ją sobie zbudowali. Amatorzy kwaśnych jabłek! Mieszkać w lesie, i to w lesie tatrzańskim, przesiąkłym podaniami o rozbojach i opryszkach, to się da pogodzić... z brakiem piątej klepki.
W połowie lasu droga dzieli się, a napis wskazuje, że trzeba skręcić na lewo, na drogę świeżo zbudowaną, tylko dyabli wiedzą, po co znów wznoszącą się do góry? Mnie pot kapie z czoła, ale kiedym się poświęcił, to pójdę dalej, choćbym miał duszę z ciała wypocić. Droga dobra się kończy i znowu dwie się rozchodzą. Napisu nie ma żadnego — bądź tu mądry! Wybieramy drogę wprost, boć jeszcze w szkołach uczono, że prosta droga jest najkrótszą. Najkrótszą być może, ale co i najcięższą, to w tym przynajmniej razie prawda najprawdziwsza. Kamień na kamieniu, a na kamieniu jeszcze kamień, wśród tego zaś kałuże błota, — oto droga mszcząca się na naszych nogach i butach za winy niepopełnione. Nareszcie kończy się — oddychamy. Wtem wpada nam w oczy napis: »Do Jaszczurówki«, skierowa-