Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Adaś (cicho do Alfreda).

Tośmy dopiero wpadli!

Alfredek (płaczliwe).

O, mój Boże! mój Boże!

Paluszewski.

Teraz nie, bo muszę iść, ale proszę, żeby wieczorem moja robota była pierwsza.

Knapek.

Bądźcie spokojni — zrobię rzetelnie i prędko.

Paluszewski (podaje mu rękę).

Oho! robotę waszą, panie majstrze znam, tylko mi idzie o pospiech. (wzdycha). Oj, gnałem dziś jak koń.

Knapek.

Tyle było kursów? No — to dziękować Bogu. (idzie do szafki, wyjmuje butelkę i nalewa kieliszek wódki). Do was, panie Paluszewski. (pije).

Paluszewski.

Niech będzie na zdrowie!... Osobliwą dziś miałem robotę.

Knapek (nalewa wódkę i podaje Paluszewskiemu).

Zwyczajnie, jak posłaniec. Pędzą go na wszystkie strony, bo państwu różności się zachciewa, a czasem trudno dostać.