Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiednia własnymi szkapami — i źle nam nie było. Przetrząsł się, na zdrowie mu poszło, a z pewnością bardziej zajmująco czas przepędził, niż my obecnie, w wagonie kolei. Zazdroszczę dziadusiowi. Jadę!
Słowo się rzekło; państwo Wygodniccy, nudni trochę, lecz najlepsi w świecie ludzie, odprowadzili mnie na dworzec.
Siedzę w wagonie drugiej klasy, manatki moje tuż.
Na pierwszym etapie godzina czekania do pociągu najbliższego mija, względnie łatwo. Trzeba odświeżyć się nieco i pożywić. Jedno i drugie zajęło trochę czasu; pociąg przybył, jedziemy dalej.
Towarzystwo małomówne, prawie milczące. Wolę takie, niż gadulstwo i ciekawość. Lecz gdy ten i ów dobył Holmesa, Lupina, Nicka, wstrząsnąłem się mimowoli. Doznałem wrażenia przykrego, które opisać trudno. Z barwnych okładek powiała ku mnie atmosfera niezdrowa, wroga, obca. I zdało mi się, że jestem otoczony ludźmi, którzy coś złego knują. Przypuszczenie pozbawione sensu! — po chwili bowiem Holmesy, Nicki, Lupiny padły sromotnie pod ławkę, a czytelnicy tych arcydzieł chrapali na wyścigi, zahloroformowani przyjemną lekturą. Jak gdyby Morfeusz sypnął pełną garścią swoje maki, po-