Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co przywozimy z obcych krajów?
Po za gałgankami lub fraszkami — wydatkiem, bogacącym przemysł zagraniczny, z krzywdą rodzimego — więc nie pożądanym — przywozimy zachwyt nad kulturą cudzą; wszystko co swojskie, wydaje nam się lichsze, czyli wracamy zubożeni i stratni.
Porównywając (comparaison n’est pas raison!), zestawiając, wpadamy w błąd za błędem i brniemy coraz głębiej. A gdy tak zabrniemy, to zdaje się, że u nas nic niema, czemby dusze uradować, lub chociaż pocieszyć. Nawet przyrody pięknej niema, bo gdzież nam równać się z Szwajcarją, Włochami, Grecją!... Tam ślicznie — tam są cuda! Lecz u nas?... My zgoła nic nie mamy.
A przecież tak nie jest. Kraj nasz, do Włoch, Grecji, Szwajcarji niepodobny, odrębny, swoisty, posiada wiele miejscowości pięknych: wybrzeża Wisły, Wieprza, Narwi, bogate w widoki urocze; przyrodę Tatr i Karpat wspaniałą. Tylko cale nieszczęście, że znamy to wszystko nie dosyć.
Kto może się pochwalić, że zna kraj dokładnie? Może są tacy, liczba ich bądź co bądź niewielka. Dopiero od niedawna trwają wycieczki zbiorowe, z których kiedyś wypłynie pieśń o ziemi, przewędrowanej wszerz i wzdłuż, miłej, jak pradziadowski modlitewnik, cennej, jak pradziadowska zbroja.