Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my, że stację lichszą, uboższą, trudno sobie wyobrazić.
Panie wołają o klucz do pokoju, który jakoby przeznaczony został dla ich wygody osobistej. Klucza niema; ktoś go wziął, gdzieś zapodział i sam również przepadł, bo nikt tu o nim nie wie. Słychać przysięgi uroczyste, nad któremi góruje szorstki głos bufeciarza.
Wreszcie klucz znaleziono. Zaczęło się wynoszenie i wnoszenie wody; piękny porządek — ani słowa!...
Popijamy herbatę, gryząc przytem suche bułki, masła bowiem już nie ma, a pieczeń cielęca bedzie po obiedzie.
Dopiero powrót niewiast sytuację naprawił. Miały tam one jeszcze dość zapasów i rzetelnie wszystkich obdzieliły. W takich warunkach bufet olkuski może mieć masło i mięso, czy też żartować sobie z publiczności, obiecując świężą pieczeń za 6 godzin.
Kwestja dalszej lokomocji załatwia się szybko. Wehikułów nie brak; jest w czem wybierać. Trzech woźniców na jednego pasażera: kłótnie, walka poprostu. Targuję się, umawiam, godzę: tobołki moje już na bryczce — siadam, uciechy pełen, że przykrości podróży całą kupą nareszcie minęły i wdzięcznem sercem przyjmuję zapowiedź mego automedona:
— Pojedziemy, Panie, dłuższą drogą — dla widoku.