Strona:Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KONRAD (surowo).

To wcale nie żarty. Sam się przyznał, że pozwolił psy otruć.

MARYSIA.

O rety!

PAWEŁEK.

Tego nie powiedziałem, jako żywo!

AMELKA (łagodnie).

Wytłómacz się, moj kochany!

PAWEŁEK.

Ano tak było. Pan przykazował na odjezdnem... słuchaj, Pawełek, żeby mi strzelby nie ruszali... popsuta, jeszcze rozerwie... rób co chcesz, a pilnuj... Jak ja miałem pilnować... Zawdy panicz — młody dziedzic, a ja — sługa. Myślę, medytuje, zimno mi, to znów gorąco, a panicz woła: kto zamknął gabinet ojca? gdzie klucz? (po chwili) chciałem perswadować, jak huknie: co ci do tego! Oddałem klucz, nie było innej rady. Aha, nie było! (śmiejąc się) Od czegóż mam głowę na karku. (z dumą) i to nie ladajaką! (po chwili żywo gestykulując) Panicz myk! do gabinetu, a ja skrzywiłem się niby środa na piątek i zachodzę wedle kuchni. Gospodyni mnie zobaczyła, niby, pani Furtalska, i chwyta się za głowę: „co ci jest, Paweł, bój się Boga, wyglądasz jak z krzyża zdjęty!?...“ Krzywię się jeszcze bardziej, widząc, że dobrze idzie... Toć sinieje od bólu! wrzasnęła Marysia, oho, już go kurczy! Ratuj, kto w Boga wierzy! woła gospodyni. — Najlepiej chyba po doktora, dogadują dziewki.

MARYSIA.

A zbereźniku! takeś to umiał oczy przewracać, aż mnie serce zabolało od żałości...

PAWEŁEK (śmieje się).

Strach mnie zdjął, gdy gospodyni rzekła o doktorze i niby dygotałem i prosiłem: „moja paniusiu, kapeczkę wódki, jeno mocnej... doktorowi trzeba zapłacić, państwo wyjechali, a ja, chudziak, pieniędzy nie mam.“

MARYSIA.

Toć nie co!

PAWEŁEK.

Przyniosła zaraz wódki, z dobrą kwaterkę...

MARYSIA (z uznaniem).

Sprawiedliwie!

PAWEŁEK.

Przyniosła tedy i chce mi prosto w gębę lać... Za zimna! wołam, a trzęsę się i krzywię (po chwili) Ma racyę chłopak, powiada gospodyni, wylej to Magda w garnuszek i przysuń do ognia, byle duchem! Ja flaszkę ciągnę do siebie, a ona do siebie: Ino nie grymaś! woła. Nie grymaszę,