Strona:Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
GUSTAW.

Pierwszorzędny krawiec warszawski, tak zarzucony obstalunkami, że otwiera specyalne biuro zamawiań, na słowie się nie stawił.

KONRAD (do siebie).

Pyszny! wyborny! (głośno) Cóż mieliśmy robić. Czy można było wyrzec się sąsiadów i czekać, aż ten pan ubrania nadeśle.

GUSTAW.

To nad moje siły!

KONRAD (do siebie).

Lubię gawędzić, w tej chwili wszakże, jeśćbym wolał. (do Felka) Prędko będzie obiad?

FELEK.

Ano, niech Zosia rozstrzyga z wami kwestye poważniejsze, a ja pójdę do Furtalskiej i zapytam o rosół, mięso i jarzynkę...

KONRAD (głaszcząc go po głowie).

Idź, idź, mój drogi...

FELEK.

Bardzo chętnie. (wybiega).

SCENA XII.
AMELKA, ZOSIA, KONRAD i GUSTAW.
AMELKA.

Nie wrócicie już, panowie, do gimnazyum?

KONRAD.

Za nic! za nic! Ta poczciwa kucharka nasza na stancyi, pani Bułkiewiczowa, żywiła nas tylko marchwią i burakami...

GUSTAW.

Tyle lat zmarnowanych!...

AMELKA.

Po cóż było je marnować?...

GUSTAW.

Jakto?

ZOSIA (do siebie).

Oho! znowu morał! (głośno) Amelko!

AMELKA (nie zważając na Zosię).

Przechodząc corocznie z klasy do klasy, lat nie marnujemy. Tylko trzeba w drodze nie ustawać...

ZOSIA (trąca Amelkę).

Obraża się! (do siebie) Impertynentka!

KONRAD.

Jeżeli do nas pani to mówi, bardzo się dziwię...

AMELKA.

Mam zwyczaj mówić otwarcie.