Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda, dziś wtorek, a zaczęłyśmy w sobotę. To wszystko bardzo prędko: bilety rozkupione, chory stolarz pieniądze otrzymał — wczoraj mu zanieśli. Jutro loteryę urządzimy.
— A ile jest pieniędzy?
— Dwieście reńskich.
— Ślicznie! — klasnęła w ręce mała dziewczynka, czarna jak żuczek. — Dopiero tam się cieszą!.. Wykupią zaraz warsztat; mają zamówienia: od mamusi, od cioci i od Waciów. Chłopaki do roboty się wezmą, stolarka przyjmie czeladnika i będzie dobrze.
— Naturalnie! Wszystko odrazu się poprawi — upewniały panienki.
— O, dywaniku, jesteś wielki, jesteś mocny! — szepnęło dziecko i, z wyrazem rozczulenia w dużych oczach, przyłożyło usta do kwiatów z jedwabiu.
Starsze koleżanki śmiały się.
— Mocny? ten gałganek! W ogień go wrzucimy i nie obroni się — i już po jego wielkości.
Dziecko zasłoniło haft drobną swoją osóbką.
— Nie dam!
— Zrobimy to.
— Magdziu! Franiu! — prosiła dziewczynka, naprawdę wylękniona.
— Więc nie mów, że dywanik jest mocny. W czem widzisz jego siłę?
— Jakto? — odparła dziewczynka. Tyle dopomógł
— Silną jest praca zbiorowa — rzekła jedna ze starszych panien. — Gdy gromada za ręce się weźmie, wykona dużo; poszłyśmy gromadą i oto rezultat. Leonka podała myśl szczęśliwą.
— Złota Leonka! złota, droga!.. Wszystko, co ona powie, dobrem jest.
— Masz racyę, Stasiu — potwierdziły koleżanki — gdyby jej nie było...
— Nie mów!... My bez Leonki, to coś strasznego!.. Trudno sobie wyobrazić.
— Leonka, Leonki, Leonce — ciągle to samo słyszę. — Jak wam się nie znudzi przez wszystkie przypadki całemi wieczorami powtarzać to imię?
Pensyonarki spojrzały gniewnym wzrokiem na dziewczynkę, odzywającą się w ten sposób. Oburzenie ich było tak wielkie, że w pierwszej chwili nie wiedziały czem ukarać zuchwalstwo. Wszystkie z miejsc się zerwały, a pałające ich spojrzenia przemawiały silniej od słów najgroźniejszych.
Mała Stasia zdobyła się pierwsza na odpowiedź. Zacisnąwszy drobne dłonie, czerwona jak wiśnia, wyskoczyła na środek pokoju.
— Jesteś niedobra! zła jesteś i nic nie wiesz! — zawołała z mocą.
Odezwa „malca“ stała się hasłem dla innych.
— Nic nie wiesz! nie znasz jej! — potwierdzono jednogłośnie. — Dlatego darujemy ci. Inaczej, musiałabyś ztąd odejść zaraz, albo ty, albo my wszystkie.
— Tak, musiałabyś się wynieść, moja panno!
— Ale, że nie znasz jej, że nie masz pojęcia o Leonce, możemy tylko cię żałować.
Dziewczynka, osądzona w ten sposób, uśmiechała się z przymusem, znać jednak było, że ją ta sce-