Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tem zajęciu, okazywała stale życzliwość, z wyjątkiem Rózi, traktowanej obojętnie, a czasem niegrzecznie.
Przyszła artystka uwielbiała Ludkę, teraz już nietylko za to, że jest „wybraną“ przez dziedzictwo cnót wielkich, lecz także jako córkę człowieka szlachetnego, który ją, Rózię, od przykrości uchronił. Byłaby wyśmiana, wyszydzona — on, niby dziecko własne, ramieniem swojem ją osłonił, z kłopotu wyprowadził. Że przyrzekł dopomagać w kształceniu