Przyrzekła sobie, że nigdy tam nie wróci i dotrzymała słowa; Leonka dotrzymała również swego.
Odbywszy pogadankę, powiedziała dzieciom, że spełnia zastępstwo, (inaczej być nie mogło nawet, gdyż ukończyła w przeszłym roku pensyę i straciła prawo nauczania w ochronce). Gdyby przypuszczała, że pogadanka zaimprowizowana raczej niż obmyślana, przypadnie dzieciom tak bardzo do serca, że ją sobie wybiorą, jako najmilszą, byłaby się zabezpieczyła od tego wypadku. Znając jednak doskonałe wykłady: Hornowskiej, Gałeckiej, Rutkowskiej Wężykówny i wielu innych panienek, czuła się spokojną.
Wynik egzaminu dużo ją kosztował.
Drżała o Ludkę, pokusa bowiem dla dziewczyny ambitnej była bardzo silna, a dzieci zapomniały już nawet jak było naprawdę, tylko utkwił im w głowach fakt, że pogadanka o świętym Stanisławie jest pracą panny Malinleckiej.
Ta ostatnia jednak ani przez chwilę nie pomyślała stroić się w cudze pióra. Gdy goście wyszli, pobiegła do mieszkania pani Słońskiej i zrzekła się pochwały, na którą dopiero w przyszłości obiecywała zasłużyć.
Prawie jednocześnie przyszła tam Leonka.
Uścisnęły się w milczeniu. Ludka wiedziała już o wszystkiem, a gdy panna Mokronowska chciała się tłomaczyć, odparła z niezwykłą sobie łagodnością:
— Wszak byłam uprzedzona. Ode mnie zależało ustrzedz się wyręczenia, albo je przyjąć. Przyjęłam, więc kto winien?
Potem dodała ciszej nieco:
— Pan Bonar mnie przeraził. Nigdy nie sądziłam, że to tak wielki obowiązek... Pan Bonar mówił pięknie, ale jego słowa straszne są, miażdżą poprostu.
— Przeciwnie, moje dziecko — upewniała pani Słońska — budzą otuchę. Wszak pierwiastki cnót, to dziedzictwo najwspanialsze, jakie istota ludzka otrzymać może. Z nich płyną zdroje czynów bohaterskich, ofiar i poświęceń.
— Ale trzeba umieć... — wyjąkała Ludka — trzeba umieć...
— My cię nauczymy. Gdy pierwszy krok postawisz, pójdziesz dalej śmiało, a już dostrzegasz drogę...
☆
☆ ☆ |
Nadchodziły święta, miłe każdemu ze wspomnień lat dziecięcych: wieczór wigilijny, gwiazdka, choinka, Nowy Rok, Trzy Króle; niema chyba na świecie jednej duszy młodej, któraby nie cieszyła się niemi.
Dla pensyonarek rozłączonych z rodzicami i rodzeństwem przez cztery miesiące, są to chwile szczęścia. Nic też dziwnego, że zaraz od pierwszych dni grudnia pełno projektów i przygotowują się niespodzianki, a gdy jedne i drugie załatwione, pełno wyrzekań, że czas wlecze się powoli.
Wychowanki ochrony, o ile która miała gdzie się podziać, zostały uwolnione na tydzień przed świętami, dla pozostałych ubierano choinkę. Nauczycielki opuściły dom na Strzeleckiej również w tym czasie; tylko niemka, staruszka, nie mająca już nikogo —