Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Ludka czuła się inicyatorką przedsięwzięcia. Haftowała też zapalczywie, mniej obchodziły ją teraz lekcye angielskiego i włoskiego; zaniedbywała je potrosze, ku radości koleżanek, które dogonić jej nie mogły i dopiero gdy pofolgowała w wyścigu szalonym, spodziewały się dorównać. Tylko muzyka nie ustąpiła przed haftem. Nauczyciel był kontent, uczennica grała z przyjemnością coraz żywszą, rezultat pracy wspólnej znakomicie się przedstawiał.
Obejście Ludki ze szwaczkami cieszyło panią Słońską. Nabierała otuchy, że z czasem wszystko zmieni się na lepsze: miłość bliźniego zakwitnie cudnym kwiatem, zniknie samolubstwo. Obie z Leonką uradowane były szczerze.
Rozczarowały się jednak, gdy Ludka rzekła do nich przy wyjściu ze szwalni:
— Towarzystwo hołoty miłe nie jest, ale konieczne. Wreszcie — alboż ja pierwsza? Nawet królowe i księżniczki szyły ornaty przy pomocy sług. Całemi dniami siadywały razem przy krosienkach — nie sądzę, by sługi to poufaliło. Powinny przecież znać szacunek dla państwa, Leonka tłómaczyła, że niema tutaj ani sług, ani państwa, są tylko uczennice. Ławka szkolna, razem z koleżeństwem, zaprowadza równość.
Pogląd ten nie trafiał do przekonania Ludki. Widziała się w duchu kasztelanką, spędzającą dnie i wieczory z dziewczętami służebnemi, które ją uwielbiają i biją przed nią czołem. Pałac w Malinkach był tłem do obrazka bardzo pięknego, ona, Ludka, główną figurą, reszta zaś dodatki, zarówno jak krzesło, krosienka, jedwab...
Dziwnem zrządzeniem losu, jedna ze „służebnic“