Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Nie zginęła jednak. Odnalazła się w głównym gmachu instytutu, na pensyi, jako uczennica klasy pierwszej. Dziewczyna ośmnastoletnia, tęga, wysoka, raziła trochę swoją osobą wśród małych, po największej części drobnych i delikatnych panienek. Przyjęto ją życzliwie; wprowadzona przez Leonkę, nietylko do klasy, lecz do serc, zyskała odrazu tyle przyjaciółek, ile znajdowało się uczennic, a również tyle korepetytorek i doradczyń. Wszystkie chciały uczyć Rózię, przysposabiać do lekcyi, objaśniać, czego nie wie, ułatwiać każdą trudność. Miała też natychmiast całe tuziny kajetów, książki należące do kursu, pióra, ołówki, mapy, a ponieważ w szwalni nie było dużych sukien, z pensyonarek bowiem przerabiano dla ochronki, gdzie znajdowały się dzieci młodsze, Michasia Białecka z klasy piątej dała Rózi swój nowy mundurek.
Wszystko szło doskonale, dopóki nie wszczęła się kwestya lekcyi śpiewu, głównego celu, do którego kształcenie ogólne miało Rózi dopomagać.
Usłyszawszy o co idzie, Ludka wybuchnęła:
— Ja mam ustąpić? ja? Dla mnie nauczyciel nie ma godziny wolnej, bo jakaś Gołąbkówna lekcyi potrzebuje! Dziś jeszcze napiszę do ojca, albo zatelegrafuję, w trzy dni musi się rozstrzygnąć, czy ja, czy ona.
Nie pomogły perswazye; Ludka trwała w gniewie. Podług niej było to ochydne, pierwszy raz w świecie się zdarzyło, bo zdarzyć się nie mogło tam, gdzie wiedzą jak kogo uszanować i na jakiem miejscu posadzić. Paplała bez końca, gdy zostały same, nauczycielka bowiem wyszła umyślnie, chcąc dać jej okazyę do uspokojenia się i zapanowania nad sobą.
— Na co takiej śpiew? Jaką będzie miała korzyść?
— Nauczycielką śpiewu może zostać — tłómaczyły koleżanki.
— Dziękuję. Piękna nauczycielka!... Wczoraj była szwaczką, pewno onegdaj gotowała dla trzody — dziś jest artystką i ja mam jej lekcyę oddać! Chyba pomieszało wam się w głowach, gdy nie widzicie tej różnicy... Boże! Boże!... Jakaś tam szwaczka Gołąbkówna, i ja, panna obywatelska, z majątkiem, wykształceniem...
— Urodą — dokończyła złośliwie Hania Matecka, wielki trzpiot i ulubienica wszystkich pensyonarek.
— A co ty myślisz? — porwała się Ludka, nie wiedząc nawet o czem mowa.
Panienki roześmiały się głośno; Ludka umilkła.
Przeciągnęła strunę; najbardziej bała się śmieszności i naraziła się na śmieszność w fatalny sposób. Powstrzymując płacz, uciekła do sali bilardowej, zwykle pustej w tym czasie. Doznała uczucia, jak gdy-