Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

— Mamy też infirmeryę — rzekła do Ludki, gdy opuściły szwalnię po rozmowie z kilku dziewczętami, które całowały ręce Leonki i prosiły o coś półgłosem. — Nie wiem, ile tam teraz chorych — dodała zamyślona. — A może wolisz nie wchodzić? może nerwową jesteś, z czego tutaj wyprowadzimy cię powoli; tymczasem jednak...
— Wejdę z panią — odparła Ludka.
Umyślnie, czy wypadkiem, najpiękniejsze pokoje od ogrodu dostały się chorym. Przepełniała je woń kwiatów i ożywiały śpiewy ptasząt, a zwoje dzikiego wina, zawieszone u okien, tłumiły nadmierny blask słoneczny.
Z sześciu łóżek, zasłanych bardzo świeżą i bardzo białą pościelą, cztery były niezajęte; na piątem leżało coś bardzo drobnego, a jeszcze na jednem siedziała dziewczyna tęga, silna i szyła nucąc. Na widok Leonki klasnęła w ręce i ukazała zdrowe białe zęby w uśmiechu.
Maleństwo, zajmujące ledwie część łóżka, stoczyło się na ziemię niby kłębek i padło na szyję wchodzącej.
— Moja złocista paniusieńka! moja najsłodsza! — rozległy się okrzyki.
— Co tobie, Ewko? a Rózia czemu w łóżku zamiast się uczyć?
— Wrzód na nodze miałam — objaśniła dziewczyna — ale już przecięty i już się goi.
— Tak mi było tęskno, tak smutno — tłómaczyło dziecię — płakałam ciągle, głowa mnie rozbolała...