Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak było: Wszyscy jeszcze spali, bardzo rano, przyszła do mnie, siadła na łóżku i, ucałowawszy, dała mi niewielką książkę. Co to za książka!.. Ciocia Zosia napisała ją widać umyślnie dla mnie, bo wszystko do mnie zastosowane: każda rada, każda wskazówka, a nawet tytuł: „Najstarsza córka domu“.
Gdy przeczytałam pierwsze kartki, zaczęłam rozważać, czy bez wysokich dążeń szczęśliwą i użyteczną być nie mogę, przyszedłszy do ostatniej, wątpliwości już nie miałam. Zaraz nazajutrz podzieliłam godziny pracy na „moje“ i „nasze“, a marzeniom o wyjeździe dałam za wygranę. W godzinach „moich“ odrabiam lekcye, w „naszych“ doglądam kurnika i obory, a na przyszłość wezmę się do pszczół. Stary pasiecznik mnie poucza.
Życie upływa jednostajnie, ale w każdy wieczór, gdy robię obrachunek pracy, jestem szczęśliwą i już nie myślę o czemś „lepszem,“ bo czuję, że to co podjęłam — dobre jest, że najlepsze chyba.
Książeczka cioci obudziła we mnie dużo myśli nowych, wprowadziła do świata nieznanego, a bardzo pięknego, ja już nie ta, co byłam.
A jednak, powiem ci pod sekretem: Twój list przez jedną krótką chwilę wzniecił we mnie zazdrość.
Uczucia tego się wstydzę, wybacz mi, Ludko złota, i wierzaj, że ono już zgasło, bo jestem szczęśliwa, przytem osobie kochanej nie wolno zazdrościć.

Całuję cię
Jadwiga.


IV.

— Panna Leonka!
— Nasza jedyna! droga!
— Paniusia najsłodsza przyjechała nareszcie!
— Buziaka mi dać proszę! mnie! mnie!
Takie serdeczne okrzyki powitały panienkę w żałobnym stroju.
Była to osoba lat dwadzieścia najwyżej mieć mogąca, bardzo sympatyczna, o spojrzeniu smutnem i twarzyczce bladej.
Otoczono ją zaraz. Uśmiechnięta łagodnie, całowała dziewczynki i pieściła.
— Nie zapomniałyście jeszcze jak wyglądam? — pytała, odrzucając w tył dwa grube warkocze, połyskujące blaskiem złotawym. — Ja także stęskniłam się do was, bo po mamusi nie mam już nikogo. Tylko wy pocieszyć mnie możecie.
Kilkanaście par ramion wyciągnęło się do niej. Jedne śmiałym ruchem opasały szyję panienki w żałobie, inne objęły w pół drobną postać, jeszcze inne czepiały się sukni, warkoczy, kolan.
— Leonko — zawołała jedna ze starszych panien — ani wiesz, jak bardzo cię kochamy. Płakałyśmy nad tobą wszystkie, nad twojem sieroctwem i naszem.
— W dzień pogrzebu mamy trzy msze się odprawiły, byłyśmy na wszystkich.
— I trumnę wystawili — dorzuciła Stasia.
— Ładnie ubraną... tak dużo kwiatów, mnóstwo kwiatów...

(Dalszy ciąg nastąpi).