Dla pokrzywdzonych,
|
Dopóki na straży rodzin nie stanie hygiena jako posłanniczka gruntownie zrozumianej i praktykowanej moralności, dopóki wyrok jej nie zacznie stanowczo decydować o zawarciu, lub zerwaniu zamierzonych związków małżeńskich, dopóty mnożyć się będą blade cienie dziecięce, które samym wyglądem swoim straszne rodzicom zadają pytanie:
— Czemuście nas do życia powołali?
Co winna matka?
Obwiniać ją, że pokochała i nieświadoma oddała się z ufnością człowiekowi wybranemu?...
A ileż razy bywa, że nie pokochała nawet, lecz w nią wmówiono obojętny związek, nakazano, wmuszono prawie, dla korzyści osobistych, które miały być jej szczęściem, lub wprost z niedbalstwa, aby córkę wypchnąć z domu i kłopotu się pozbyć.
Gdy zostanie matką dziecka, dotkniętego rachityzmem, skrofułami, gruźlicą kości, niedorozwojem psychicznym, jakże jest nieszczęśliwą. Kroplę po kropli spija codzień z czary bólu wciąż pełnej do samego kresu życia.
Ponosi karę, choć nie zawiniła, bo czy sama wzięła w spadku po ojcu, dziadach, pradziadach zarodki nałogów albo chorób i dziecku je swemu przekazała, czy zaślubiła morfinomana, alkoholika, syfilityka lub innego nałogowca, tu i tam padła ofiarą wadliwych pojęć moralności w społeczeństwie, czy też jej stępienia. Gdyby wiedziała, co ją spotkać może, ją, dla której do niedawna zmorą najcięższą, najfatalniejszym obrazem przyszłości było staropanieństwo — czyż nie wolałaby pójść przez życie sama, nie zaznać uciech macierzyńskich, ale i nie wypłakać łez tak strasznego bólu i bezmiernej goryczy!
Niebezpieczeństwo, grożące przyszłej gene-