Strona:Karolina Szaniawska - Babulka.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

zamącił, wszystko jak Bóg przykazał, cicho, dobrze... Naraz — trucicielką zostałam, wszędzie, powiada, brud, złe powietrze, zaduch — rondle i garnki wybielić kazał, ściany i półki olejno pomalować, a jeszcze groził, że do cyrkułu pójdę.
— Stróżka kiwała głową ze współczuciem, a „młodsza“ zerkała na szewczyków wynoszących stołki i zydle. Kwestye sanitarne nie mąciły pogody jej umysłu, wolała „zęby grzać.“
— Pobielacze i malarze dali mu w łapę, teraz roboty mają huk, biedny zaś człowiek musi bez potrzeby grosz wydawać, — recytowała gruba jejmość. — Takich ciężkich czasów nigdy nie było; mieszkanie drogie, wikt drogi, jeszcze porządków doktorom się zachciewa. Zkąd na to wszystko brać? Niechże ich tam...
Głośny śmiech „młodszej“ zagłuszył klątwę. Baba spojrzała zgorszona, sądząc, że swojem opowiadaniem wywołała ten nadmiar wesołości. Ale fertyczna Marysia miała minę osoby tak rozbawionej, że trudno było ją pomawiać o złośliwość. Ktoś z drugiego piętra się wychylił, pogroził dziewczynie i zniknął — parsknęła znowu śmiechem.
— Głupia — mruknęła jejmość — co taka o ludzkich utrapieniach wie! gzi się, bo ma chleb łatwy, jak go dla siebie zacznie kupować, pozna dopiero!
Po tych słowach odeszła, ciągnąc za sobą stróżkę.
Ładowanie i wyładowywanie wozów odbywało się z pośpiechem, nie było tam drobnych gracików, utrudniających przeprowadzkę rodzin tak samo biednych, lecz przywykłych do wykwintniejszego otoczenia; stoły, szafy, skrzynki, rupiecie gospodarskie, łóżka i pościel — po za tem trochę kwiatów i lusterko w żółtych ramach. Po paru godzinach została tylko na placu rozeschnięta balja, skazana na kurację hydropatyczną pod wodociągiem. Stróż wymiatał resztki słomy i gderał.
Nie znałam jeszcze nowych mieszkańców — dawniejsi mieli moją sympatję. Lubiłam z okna przyglądać się zabawie dziatek, wiedziałam o każdem do kogo należy, gdzie się uczy, jakie ma imię. Od dziś inne płuca wciągają w siebie chłód zapleśniałych murów — inne organizmy wystąpiły do walki z zarazkami, unoszącemi się w powietrzu i czychającemi na ich zgubę.
Dopiero po zachodzie słońca wyjrzało na świat parę płowych główek: wytoczył się malec na krzywych nóżkach, a za nim blada szczupła dziewczynka. Pod kasztanem, który wyglądał jak wspaniały bukiet, spostrzegłam prostą ławkę sosnową. Mała para biegła ku niej.