Strona:Karolina Szaniawska - Żoluchna.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

Raz Żoluchnę ukradli. Wybiegła sama na ulicę i potem przez trzy dni jej nie było. Dla pani Filomeny trzy lata, trzy wieki! Co do Żoluchny, w pierwszej chwili bawiła ją nowość: obcy ludzie, nieznajome strony, wrzawa, ruch, odmiana. Rozglądała się ciekawie, biegała, wąchała. Później, stęskniona, wyć zaczęła, nareszcie uciekła. Nigdyby jednak do domu nie trafiła; ktoś ją wziął pod opiekę i za „hojną nagrodą“ właścicielce doręczył.
Od tego czasu jest strzeżoną pilnie — latem na wsi, w mieście przez resztę roku.
Pani Filomena dźwiga swą pokaźną tuszę majestatycznie bardzo, lecz nie bez wysiłku. Woli jeździć niż chodzić, co znów nie służy suczce. Żoluchna rwie się do biegania. Oboje państwo Dzieńdzielińscy przyszli do wniosku, że ponieważ Żoluchnie spacer jest potrzebny, codzień w południe, gdy najwięcej słońca, trzeba ją wyprowadzać. Sługi mają dość czasu, zwłaszcza pokojowa, którą stróż wyręcza, stróżka lub pomocnik.
Zośka „tłomok prosto ze wsi, ale że chętna, więc się wytresuje,“ traktowana pogardliwie przez kucharkę, pannę warszawską, która nie jest przecież tem, co kto — nie bardzo rada nowym obowiązkom. Wstyd jej w dzień powszedni, gdy cały świat pracuje, grzać zęby na ulicy. Lecz służba nie drużba! pan każe, sługa musi! Wdziewa zatem szybko krochmalne perkaliki, otula się chustką i na pierwsze słowa pani stawia się w pokoju po Żoluchnę. Za chwilę dudni już po schodach.
Pani Dzieńdzielińska układa się wygodnie w oknie. Będzie pilnowała. Wyszłaby na balkon mimo mrozu — wyjść? nie wyjść?... Sąsiedzi zaraz patrzą, stąd plotki, gadania!...
Wychyliła się przez lufcik.
Zośka ma polecone chodzić tam i z powrotem od rogu do rogu. Spełnia je jak najsolenniej. Czapraczek Żoluchny miga tu i tam wśród przechodniów. Jest podziwiany — ach, jak podziwiany!... Nic a nic nie spowszedniał. Wcale się jeszcze nie opatrzył, a ona, pani Filomena marzyła już o nowym.
Co osobliwsze, że dziś najwięcej podziwiają go mężczyzni!... Nie jacyś tam pierwsi lepsi, lecz eleganccy, wytworni panowie.
Jeden drepcze tuż za Żolką — mógłby wyminąć — nie wymija... Pani Filomena ledwo nie wypatrzy oczu. Wzrok ją chyba myli... Nie, to niepodobna!