Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziste niebo, i... wydał straszliwy, do szpiku kości przenikający krzyk. W następnej chwili rzucił się na ziemię i, lam entując, walił ją pięściami.
— Uff, uff, uff! — zawołał Winnetou. — Mówił, że chce oślepnąć, jeżeli jest winien, a istotnie wypalił sobie oczy prochem! Sąd prerji go skazał; ale Wielki Manitou osądził go sprawiedliwiej. Stało się temu przeklętnikowi i bluźniercy tak, jak sam żądał od Wielkiego Ducha. Winnetou, wódz Apaczów, widział i przeżył wiele, czego inni nie mogli widzieć. Atoli ten sąd przejmuje go zgrozą. Howgh!
Żachnął się jak od zimna i odwrócił. Było, jak powiedział: Fletcher chciał sobie strzelić w skroń, ale że Pats­‑avat złapał go za rękę, więc wystrzał trafił w oczy. Podobnie jak Winnetou, wstrząsnęła mną zgroza. Odszedłem precz od obozu, aby nie słyszeć krzyków dotkniętego karą Boską. Skoro po dłuższym czasie wróciłem, bluźnierca znajdował się u Pa­‑Utesów, których wódz zaniechał obecnie myśli przywiązania go nadomiar do pala męczeńskiego.

Jakkolwiek złaknieni byliśmy wypoczynku, nie mogłem zmrużyć oka i przewracałem się z boku na bok. W uchu brzmiały mi wciąż słowa Apacza: „...Ale Wielki Manitou osądził go sprawiedliwiej!“ Kiedy się wreszcie zdrzemnąłem, zdawało mi się we śnie, że słyszę oba wystrzały z pistoletu.

72