Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Spójrzcie na tego chmyza! Stroi miny, jakby co najmniej był olbrzymem, a sięgnie mi zaledwie łokcia, gdybym się chciał z nim zmierzyć! Czy nie zatkamy, tej próżniaczej gęby?
Jak już niejednokrotnie wspominałem, nie odznaczał się Halef bynajmniej cierpliwością i pobłażaniem; lecz gwałtowny temperament wyprowadzał go wprost z równowagi, gdy ktoś wytykał mu wzrost niski.
To też wyjął w mgnieniu oka swój nóż i wyzwa Persa:
— Zamknąć mi próżniaczą gębę? Nato trzebaby innych ludzi, niż wy! Złaz ze swego kozła, którego używasz zamiast konia i spróbuj! Jeśli twój animusz nie wlazł w pięty, to wyciągnij sztylet i walcz ze mną! Wtedy przekonasz się, kto kogo zmusi do milczenia!
— Już zsiadam! Wyglądacie mi podejrzanie i prawdopodobnie należycie do szajki tych łotrów, których szukamy! Jeśli nie wykażecie się dokumentami, nie dam za wasz żywot złamanego szeląga!
Zeskoczył z konia; ludzie jego uczynili to samo i za chwilę otoczono nas ciasnem kołem. Dowódca położył mi rękę na ramieniu, spróbował potrząsnąć mną i rozkazał dumnie:
— Powiesz mi natychmiast, jak się nazywacie. Muszę wiedzieć, kim jesteście i co was tu sprowadza! Zachowałem się spokojnie; zostawiając ramię w jego uścisku, który nie był bynajmniej przyjacielski, odparłem:
— Zdajesz się być Persem! Mieszkańcy twego kraju słyną z grzeczności. Czy chcesz dowieść mi swojem postępowaniem, że sława ta jest fałszywa?

147