Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uwaga! Stać! — zawołał nagle Kurt, przerywając generałowi.
Przekonany, że nikt nie widzi, jeniec sięgnął ręką do kieszeni i chciał dotknąć ust. Kurt zauważył to i ujął w przegubie podniesione ramię koronela. Jeniec chciał się wyrwać, ale nadludzki wysiłek jego był daremny. Schylił więc głowę nagłym ruchem. Zanim ktoś z otaczających zdołał podbiec, koronel zbliżył rękę do ust. Lecz Kurt nie dopuścił do wykonania zamiaru. Trzymając jeńca lewą ręką, walnął z całej siły prawą pod brodę. Drugie uderzenie w skroń powaliło jeńca na ziemię. Stracił znowu przytomność. Kurt trzymał go jeszcze ciągle w żelaznym uścisku.
— Do licha! — zawołał generał. — Cóżto ma znaczyć?
— Ten człowiek wyciągnął coś z kieszeni i chciał połknąć.
Kurt wyjął z ręki zemdlonego zwitek papieru. Wygładziwszy, podał papierek generałowi. Generał przeczytał i zawołał:
— Rozkaz generała Miramona!
Oficerowie nie ukrywali zdumienia.
Generał rzekł po chwili:
— Fakt znalezienia przy tym człowieku tego papieru dowodzi, że albo miasto nie jest w zupełności zamknięte, albo też, straże nasze są zbyt mało czujne.
Odczytał głośno rozkaz Miramona i dodał:
— A więc sam zdawał sobie sprawę, że atak nie przyniesie bezpośrednich rezultatów, Nasze forpocz-

61