Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ilość indyków; poganiał nie batem, lecz laską, której koniec owinięty był w skórę kuny. Kuny są tutaj najgroźniejszym wrogiem indyków, tak groźnym, że indyki lękają się nawet ich skór.
Grandeprise zapytał gospodarza:
— Czy trójka, która tu była przed nami, miała butną minę, czy też obawiała się pościgu?
— Mogę na to odpowiedzieć dokładnie. Jeden z nich, którego reszta nazywała Landolą, roześmiał się w odpowiedzi na jakieś pytanie towarzysza i rzekł, że z pewnością ślad już zaginął. — Gdy miniemy górę, — mówił — znikną powody do obaw. Będziemy tylko musieli pomyśleć o pieniądzach. Widoki uzyskania ich po tamtej stronie są znacznie większe, niż tutaj.
— Wyobrażam sobie, co ten Landola miał na myśli! Dla wykonania swego planu potrzebują pieniędzy. Spodziewają się zdobyć je w zbrodniczy sposób po tamtej stronie, gdyż po tej stronie gór, cokolwiek przedsięwezmą, zwrócą na siebie uwagę władz. Postaramy się pokrzyżować ich plany. No, ruszajmy! Podjedliśmy sobie i wypoczęli, nie traćmy więc czasu.
Podczas gdy przybysze dosiadali koni, gospodarz wyciągnął z poza ogrodzenia jakiegoś osła; zwierzę było tak przeraźliwie chude, że chciało się nad niem zapłakać. Gospodarz dosiadł „wierzchowca“ i ruszyli wszyscy na zachód. Okazało się, że wygląd kłapoucha nie odpowiadał jego tężyźnie, gdyż osioł dzielnie dotrzymywał kroku koniom, coprawda wyczerpanym dług podróżą, Po upływie godziny dotarli do podnóża gór-

16