Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tychmiast wraz z Kurtem do prezydenta. Choć Juarez był zawalony pracą, zostali przyjęci.
— Przynosicie złe nowiny? — zapytał poważnie prezydent.
— Tak — odparł Kurt. — Przynoszę echo strzałów, od których zginął Maksymiljan.
— Byliście świadkami egzekucji?
— Nie. Nie chciałem przyglądać się widowisku, które oddawna przewidywałem.
— Wiem już o wszystkiem od gońca Escobeda. Maksymiijan umarł jak człowiek dzielny i odważny. Byłem jego politycznym przeciwnikiem, nie należałem jednak do wrogów osobistych.
Wypowiedział te słowa jakgdyby na swe usprawiedliwienie. Sternau rzekł więc:
— Wiemy o tem najlepiej, sennor!
— Ah! — podchwycił Juarez, uśmiechając się tajemniczo. — Rozumieliście mnie więc i nie szczędziliście wysiłków?
— Na jakie tylko stać nas było. Niestety, bez rezultatu. Odtrącił również pomoc porucznika Kurta Ungera — odparł Sternau.
— Więc uważał pan za możliwe arcyksięcia... No, pan rozumie?
— Było to nawet niesłychanie łatwe.
Juarez potrząsnął głową, podszedł do okna i patrzył przez nie w milczeniu. Wreszcie odwrócił się szybkim ruchem i rzekł:
— Śmierci pragnął, więc umarł! Dziękuję panom, żeście me życzenia zrozumieli i w myśl ich postępowali. Opinja będzie fałszywie sądzić, ale panowie znają

127