Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stało, żeśmy wybrali czas północy. Tuż przed świtem miał się odbyć generalny atak.
— Byłoby nam nie na rękę. A więc poprowadzicie nas?
— Tak.
— Niech stu ludzi wejdzie do wnętrza klasztoru.
— A reszta?
— Porozstawiam ich na górze.
— A więc naprzód!
Wyciągnął szablę z pochwy, wziął w lewą rękę pistolet. Potem cały oddział z Lopezem i generałem na czele zaczął się skradać naprzód.
Po chwili rozdzielono się. Kurt objął grupę, która od miała obsadzić ogród, Lopez zaś poprowadził generała do wnętrza klasztoru.
Kurt miał zaledwie piętnastu żołnierzy. Pod ogrodem kazał im rozwinąć się dokoła płotu w wyciągnięty szereg, aby nikt nie mógł ujść. Sam zaś ruszył na poszukiwanie cesarza. Podążył W kierunku namiotu, oświetlonego blaskiem gwiazd.
Z wnętrza klasztoru rozległ się brzęk broni. Maksymiljan, obudzony hałasem, wyszedł z namiotu. Ujrzał postać, idącą wprost ku niemu.
— Co...
Pst! Na miłość Boską, cicho! — szepnął Kurt, a poznawszy Maksymiljana, dodał: — Najjaśniejszy panie...
— Tak, to ja, — rzekł cesarz również szeptem. — Czego pan sobie życzy?

103