Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   363   —

ryczna rola pioniera chrześcijańskiej humanitarności pośród ludów padyszacha, ten powinien być przekonanym, że Mekka opustoszeje dopiero wówczas, kiedy miłość wyrwie miecz z rąk nienawiści. Czyżby było szaleństwem wierzyć w to, że Turcy mogą przyjąć chrześcijaństwo? To nie byłoby niczem innem, jak zaprzeczeniem potęgi ewangelii.
Ale na co ten wstęp? Po prostu na to: Nie żywię nienawiści ku Turkowi, lecz jako chrześcijanin żałuję go i boli mię to, ilekroć słyszę turkofoba, mówiącego, że dla Ottomanów niema już żadnej rady. To jest pycha faryzeuszowska, a nie chrześcijaństwo. Wojownicy naszego świętego Kościoła mają broń potężniejszą od mieczów i armat. Broń ta zawojowała światowe państwa bez krwi rozlewu. Czemu nie miałoby to zdobywanie w pokoju postępować cicho, a silnie? Oto rozwiązanie kwestyi wschodniej, jak ją sobie chrześcijanin wyobraża.
W dole, na falach Złotego Rogu kołysze się „bouteuza“. Zwinęła skrzydła i pozwoliła się wziąć na łańcuch. Przedtem jednak okazała się dobrą żeglarką, równą pod tym względem naszemu amerykańskiemu żaglowcowi, gdyż przybyła do Stambułu o cały dzień przed nami.
Po wylądowaniu udałem się najpierw na „bouteuzę“. Kapitan jej przyjął mnie z miłą uprzejmością, właściwą Francuzom w życiu towarzyskiem.
— Życzy pan sobie oglądnąć mój statek? — zapytał.
— Nie, kapitanie; chciałbym się dowiedzieć czegoś od pana o jednym z pańskich ostatnich pasażerów.
— Jestem na pańskie usługi.
— W Tripoli wsiadł na pański statek pewien człowiek....
— Tylko jeden, tak.
— Czy wolno spytać, pod jakiem nazwiskiem?
— Ach! Pan urzędnik policyjny?
— Nie. Jestem zwyczajny człowiek, ale ten, o którym wiadomości zasięgnąć pragnę, ukradł mojemu przy-