Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   250   —

— Co ty mówisz? Jak to pojmujesz? Nie rozumiem ciebie!
— To pomyśl nad tem!
— Stój, nie wolno ci odejść; musisz mi powiedzieć, do czego zmierzały twoje słowa!
— Chciałem ci przypomnieć cmentarz angielski w Bagdadzie.
Pobladł trochę, ale tak się trzymał na wodzy, że zdołał odpowiedzieć spokojnie:
— Cmentarz angielski? Nic nie mam z nim wspólnego. Nie jestem Inglis. Ale mówiłeś o sznurze na mojej szyi. Zresztą skończyłem z tobą. Powiem o tem Hassanowi Ardżir Mirzy. On cię pouczy, jak masz ze mną postępować!
— Powiedz mu, lub nie; wszystko mi jedno. Będę cię w każdym wypadku tak traktował, jak na to zasłużysz.
Głośna rozmowa nasza zbudziła śpiących. Przygotowano wszystko do drogi, i ruszyliśmy w tempie kuryerskiem. Widziałem, jak Selim aga rozmawiał żywo z Hassanem, poczem ten drugi zatrzymał się przy mnie.
— Emirze, czy pozwolisz mi pomówić ze sobą o Selimie? — zapytał.
— Tak.
— Ty go nie lubisz?
— Nie.
— Ale mógłbyś go przynajmniej nie obrażać!
— On przyjął obrazę, nie broniąc się wcale, nie popełniłem zatem nic niesprawiedliwego.
— Czy to, że komuś koń ucieknie, jest dostatecznym powodem do tego, żeby być powieszonym?
— Nie. Ale powodem do powieszenia może być to, że ktoś odjeżdża, aby się porozumiewać z ludźmi, którzy mają napaść na jego towarzyszy.
— Emirze, zauważyłem już, że dusza twoja jest chora, a ciało znużone, dlatego oko twoje wszystko teraz widzi czarno, a mowa twoja gorzka, jak lekarstwo z aloesu. Wyzdrowiejesz i uznasz swój błąd, bo