Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   232   —

Już teraz przechodziło przez Bagdad wielu pielgrzymów, aby bez postoju udać się na zachód, ale dopiero piątego moharremu doniesiono nam, że karawana umarłych zbliża się do miasta. Wraz z Anglikiem i Halefem dosiedliśmy koni natychmiast i ruszyliśmy, aby użyć przyjemności i napatrzeć się dowoli na to widowisko.
Przyjemności? Niestety ta przyjemność była oczywiście bardzo wątpliwej wartości. Szyita wierzy, że każdy muzułmanin, pochowany w Kerbeli lub Nedżef Ali, dostaje się odrazu do raju bez żadnych dalszych trudności. Dlatego też każdy pragnie jak najgoręcej spocząć na wieki w jednej z tych miejscowości. Ponieważ przewóz zwłok karawaną dużo kosztuje, przeto tylko bogaci mogą sobie na to pozwolić; biedny zaś, jeżeli życzy sobie grobu w tak świętem miejscu, żegna się ze swoimi i o proszonym chlebie wędruje przez wielkie przestrzenie aż do miejsca spoczynku Alego lub Hosseina, aby tam czekać przybycia śmierci.
Rokrocznie pielgrzymują do tych miejscowości całe setki tysięcy, ale napływ wzrasta najbardziej w miarę zbliżania się dziesiątego moharremu, rocznicy śmierci Hosseina. Wówczas schodzą z wyżyny Irańskiej karawany z trupami szyickich Persów, Afganów, Beludżów, Indów i t. d. Ze wszystkich stron wloką umarłych, a nawet Eufratem zwożą ich na okrętach. Zwłoki leżą czasem miesiącami gotowe do wyruszenia, potem następuje długa droga i powolny ruch karawany, a żar południa praży straszliwie przestrzeń, którą się musi przebyć. Wobec tego nie potrzeba nadzwyczajnego wysiłku wyobraźni na to, żeby sobie wystawić okropną woń, jaką taka karawana wydziela. Zmarli leżą w lekkich trumnach, pękających z gorąca, albo otuleni są w koce, które także gniją, lub przepuszczają produkty gnicia. Nie dziw przeto, że w ślad za tymi śmiertelnymi orszakami postępuje na szkapie kościstej pustookie widmo zarazy. Kto spotka taką pielgrzymkę, ustępuje z drogi, tylko szakal i Beduin skradają się bliżej, pierwszy znęcony