Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   221   —

— Nie, ja jestem mścicielem.
— A twój wróg uciekł do Bagdadu?
— Tak. Szukam go tu i czekam już dwa lata.
A zatem dla krwawej zemsty zniżył się ten dumny Arab do służby parobka.
— Z jakiego kraju przybyłeś?
— Panie, czemu pytasz tak wiele?
— Ponieważ objeżdżam wszystkie kraje islamu i chciałbym wiedzieć, czy znam także twoją ojczyznę.
Jestem z Kara, gdzie Wadi Montisz spływa się z Wadi Kwirbe.
— Z okolicy Saybanu w Belad Beni Yssa? Nie byłem tam jeszcze; chcę dopiero ten kraj zobaczyć.
— Przyjmą cię chętnie, jeśli jesteś wiernym synem proroka.
— Czy są tu jeszcze inni z twojego kraju?
— Jest tylko jeden i chce się udać do domu.
— Kiedy opuści Bagdad?
— Skoro tylko znajdzie sposobność. I tego także thar przywiodła do Dar es Sallam[1].
— Czy byłby gotów służyć nam za przewodnika w swoim kraju?
— Nie tylko za przewodnika, lecz także za dachyla, odpowiedzialnego za wszystko.
— Czy mógłbym z nim pomówić?
— Ani dziś, ani jutro, gdyż udał się do Dokhali, skąd dopiero w tych dniach powróci. Przyjdź pojutrze do tej kawiarni, a ja ci go przyprowadzę.
— Będę was oczekiwał. Jesteś już dwa lata w Bagdadzie, więc musisz znać dobrze miasto.
— Każdy dom.
— Czy nie znasz domu, w którymby się mieszkało w chłodzie i przyjemnie, w którym możnaby przebywać lub wychodzić swobodnie i bez przeszkód?
— Znam taki dom.

— Gdzie?

  1. Dom zbawienia: Bagdad.