Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   141   —

— Słyszałem już twoje nazwisko. Nazywaj mnie Hassan Ardżir Mirza i uważaj za swego sługę!
Miał tytuł „mirzy “, jaki w Persyi zwykł nosić jedynie książę; był więc w każdym razie znaczną osobistością.
— Weź mnie także pod swe rozkazy! — odrzekłem.
— Tych ośmiu ludzi to są moi poddani; poznasz ich.
Wskazał przytem na ośm postaci, stojących w pobliżu z pełnem uszanowaniem i mówił dalej:
— Jesteś panem obozu. Usiądź.
— Spełnię twoje życzenie, pozwól mi jednak wpierw pocieszyć przyjaciela!
Nieopodal ogniska leżały zwłoki Mohammed Emina, a koło nich siedział bez ruchu, tyłem do nas odwrócony, syn jego, Amad. Przystąpiłem doń. Stary Haddedihn przestrzelone miał czoło, a długa, biała jego broda czerwieniła się od krwi z rozwartej szeroko rany na szyi. Ukląkłem, nie mogąc przemówić z bólu. Po chwili dopiero, kiedy udało mi się już opanować wzruszenie, położyłem Amadowi dłoń na ramieniu.
— Amadzie el Ghandur, opłakuję go wraz z tobą!
Nie odezwał, ani nie poruszył się wcale. Zadałem sobie wiele trudu, aby go nakłonić do wypowiedzenia choć jednego słowa, ale daremnie. Wróciłem więc do ogniska, aby zająć miejsce obok Persa. Omal nie potknąłem się przytem o węglarza, który leżał na brzuchu i skarżył się zcicha.
Zbadałem go. Nie miał żadnych poważnych uszkodzeń, prócz kilku uderzeń i potrąceń, które jeszcze ból mu sprawiały. Udało mi się z łatwością go pocieszyć.
Hassan Ardżir Mirza także nie był zraniony, ale ludziom jego dostało się porządnie. Mimo to żaden z nich nie dał po sobie poznać, że cierpi.
— Emirze — rzekł, gdy już obok niego siedziałem — przybyłeś w sam czas i jesteś zbawcą nas wszystkich!
— Cieszy mię to, że mogłem ci się przysłużyć!