Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hacjendero powinien być tam, gdzie oni; dlaczego ich rozdzielają?
— Czy będziesz mógł się o tem czegoś dowiedzieć?
— Tak jest. Skoro tylko uratujemy trzody, pojadę do Ures. — A wreszcie, gdzie są Yuma, którzy strzegli pojmanych białych? Jeśli ci są na wolności, to ich strażnicy mogą podążyć za głównym oddziałem. Powinni już być tutaj; wszak jadą daleko prędzej, niż my z trzodami.
— Możemy spotkać ich jeszcze dzisiaj!
— Dlatego musimy być ostrożni, abyśmy nie wpadli im w ręce. Ale patrz! Czy widzisz naszych prześladowców? — Nadjeżdżają. Zatrzymują się przed krzakami. Czy sądzisz, że nas widzą?
— Tak. Jeśli my ich widzimy, to oni muszą nas również zauważyć. Ruszają galopem. Możemy jechać dalej; skoro nas widzą, nie przyjdzie im na myśl zawrócić. Najwyżej mogliby odesłać zpowrotem tych trzech, którym zabraliśmy konie. W drogę więc!
Popędziliśmy dalej, przez równinę, potem dolinami i łańcuchem pagórków; wreszcie znaleźliśmy się znowu w okolicy płaskiej i nizinnej. Tutaj stał ów długi las, na skraju którego obozowaliśmy przed kilkoma dniami; mogliśmy dojechać do niego jeszcze przed zapadnięciem nocy. Naturalnie, przebiegaliśmy teraz tę przestrzeń o wiele szybciej, niż poprzednio z trzodami, poruszającemi się jak ślimaki. Ślady naszej jazdy były jeszcze bardzo wyraźne; wydrążyły poprostu koleiny, które nawet ślepy mógł namacać.
Czas upływał; słońce obniżało się na zachodniej stronie nieba coraz bardziej; byliśmy już blisko lasu.

50