Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czekać, aż wódz się obudzi z omdlenia, ażeby usłyszeć jego rozkazy.
— Słusznie; kilku udało się z pewnością zaraz za nami, żeby nie stracić naszych śladów, dopóki inni nie nadjadą. Rozmówię się z tymi kilkoma.
— Rozmawiać? — zapytał ze zdumieniem. — Czy dobrze słyszałem? Old Shatterhand ma rzeczywiście zamiar rozmawiać z temi psami gończemi, które chcą go rozszarpać. Na jakież niebezpieczeństwo brat mój naraża się przytem!
— Na żadne. Daleko większe było niebezpieczeństwo, na które tyś się narażał, gdy przyszedłeś do mnie w ową noc po spaleniu hacjendy.
— Wtedy miałem wynagrodzić popełniony przeze mnie błąd. — Byłbym poszedł na śmierć, gdyby to było potrzebne.
— Wierzę, skoro cię teraz bliżej poznałem. Odzyskałem wolność tylko przez ciebie i odwdzięczę się za to.
— Old Shatterhand jest sławnym wojownikiem; byłby się uwolnił bez mojej pomocy.
— Może, choć nie tak prędko i nie bez szwanku, lub rany. Czy nie dłużył ci się czas, gdy czekałeś na mnie przez te cztery dni i noce?
— Nawet najdłuższy czas nie jest za długi, jeśli się ma cierpliwość, a młodzieniec, który chce zostać wojownikiem, musi nietylko ćwiczyć się w dzielności, ale przedewszystkiem być cierpliwym.
— Przecież nie mogłeś spać; w dzień musiałeś iść za nami, a nocą trwać w czujnem pogotowiu, aby mi pomóc w ucieczce!
— Wojownik musi sen opanować. Zresztą miałem

36