Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wielki wojownik pozwala ci na to. Powinieneś pokazać ojcu, że byłeś przy moim boku.
— A więc zastrzelę go!
— Nie. Jego towarzysze usłyszeliby wystrzał. Powiedziałem ci, że chcę go mieć żywcem.
— Old Shatterhand powie, czego ode mnie żąda.
— Sam powinieneś wiedzieć, co czynić. Czyn twój nie będzie samodzielny, jeśli wspierać cię mam swoją radą. Rozważ więc prędko, póki nie zapóźno!
Spojrzał na Yumę, aby oszacować odległość, dzielącą nas od niego, a następnie przebiegł wzrokiem po okolicy. Twarz jego przybrała stanowczy wyraz.
— Wiem, co uczynię, — odezwał się. — Stoimy teraz u wylotu wąwozu. Yuma nie zostanie nazewnątrz, lecz wejdzie do środka.
— Być może.
— Wybieram sobie ukrycie, w którem zostanę, dopóki nie nadejdzie. Potem skradam się za nim, uderzam kolbą w głowę.
— Gdzie obierzesz miejsce?
— Tuż za nami, w skale.
Parę kroków dalej tworzyła ściana skalną niszę szerokości może dwu łokci. Przechodząc obok, nie można było dostrzec ukrytego w niej człowieka. Dlatego spytałem:
— Nisza dość wysoko, a ściana gładka. Jak się tam dostaniesz?
— To nic — odpowiedział lekceważąco. — Mogę dostać się daleko wyżej.
— Ale usłyszy cię, gdy zaskoczysz.
— Nie zeskoczę, tylko cicho się zsunę.

140